Pielgrzymi szlak – Ks. Jarosław – 2010 r.
Utarło się takie powiedzenie: podróże kształcą. I jest to niewątpliwie prawda. Pielgrzymka z Fundacją JPII do Hiszpanii i Portugalii potwierdza powyższe stwierdzenie. Kiedy znajomi i przyjaciele pytają mnie po powrocie : „Jak było?”, zastanawiam się czy potrafię oddać bogactwo tych zwiedzanych miejsc i chwil tam spędzonych. Odpowiedź, że było fajnie, nie oddaje klimatu najkrótszej chwili tej pielgrzymki.
Muszę zaznaczyć, że o wyjeździe do Matki Bożej z Fatimy marzyłem od dawna. I chociaż misyjny charakter mego życia pozwolił mi widzieć wiele miejsc na wielu kontynentach to jednak wyjazd do fatimskiej Matki budził w moim sercu wiele emocji. Kiedy jeszcze posługiwałem tubylczej ludności w Republice Demokratycznej Kongo wraz z Siostrami Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo, w bezradności naszych ludzkich wysiłków i braku pozytywnych efektów naszej apostolskiej pracy, postanowiliśmy zorganizować akcję nawiedzenia figurki fatimskiej Madonny w każdej rodzinie należącej do naszej misji. I trudno nie zapomnieć zaskakującego efektu. Liczne nawrócenia, a także bardzo konkretne zobowiązania wobec Boga np. zawierane sakramentalne związki małżeńskie w regionie zdominowanym przez poligamię czyli wielożeństwo. Oczarowany interwencją Matki z Fatimy zapragnąłem odwiedzić miejsce Jej objawień w Portugalii.
Nie ukrywam, że wydarzenia związane z zamachem na życie Ojca św. JPII i jego wdzięczność za ocalenie życia właśnie Pani fatimskiej, spotęgowały w moim sercu pragnienie spotkania się z Nią w tym szczególnym miejscu. Ale życie tak się układało, że nie było nigdy okazji, aby pojechać do Fatimy. Bóg jednak sam wybiera odpowiedni czas, aby błogosławione marzenia się ziściły.
Uczciwie muszę się przyznać, że nie lubię zwiedzania w grupie, a tym bardziej, gdy jest to miejsce mego pielgrzymowania. Bardzo mi potrzeba niezależności w zorganizowaniu mojego czasu na przeżycie duchowego spotkania. Dlatego z mieszanymi uczuciami wyjeżdżałem na tę pielgrzymkę z jednej strony – radość z realizowania moich marzeń, a z drugiej strony niepokój, żeby nie zmarnować tego wyjątkowego i niepowtarzalnego czasu na rzeczy drugorzędne. Uspokojenie moich obaw przyszło już w samolocie w drodze do Madrytu. Moja towarzyszka podróży, p. Maria, w rozmowie dała mi odczuć, jak bardzo jej zależy na duchowym wymiarze tej pielgrzymki. Chwała Panu! Tego potrzebowałem. Ale to nie koniec pozytywnych odczuć. Jestem niezmiernie wdzięczny ks. Piotrowi ze Zgromadzenia Księży Pallotynów oraz p. Krystynie, mieszkającej od 30 lat w Hiszpanii, za profesjonalny styl odkrywania przed nami historii, tradycji, kultury i bogactwa duchowego miejsc naszego pielgrzymowego szlaku. Precyzyjne „wyłuskiwanie” prerełek tych niesamowitych miejsc kształtowanych w historii przez wpływy żydowskie, mauretańskie i chrześcijańskie, pozwalały poznać więcej, oczyma wyobraźni przenieść się w tamtą epokę i co najważniejsze uwolnić się od schematów myślenia, że Hiszpania to tylko corrida, wino Rioja i ewentualnie klub piłkarski Real Madryt.
Niewątpliwie kiedy wjeżdżaliśmy do Fatimy śpiewając : „O Maryjo witam Cię…”, rozpoczynał się wyjątkowy czas, którego owoce poznamy jeszcze w przyszłości. I można tylko zadać sobie pytanie: kto kogo witał? Jestem przekonany, że Ona na nas czekała znając sekrety naszych serc. Przychodzi mi na myśl scena z Nowego Testamentu – Przemienienie na górze Tabor, kiedy to uczniowie zauroczeni tą chwilą Bożej chwały zaproponowali rozbicie namiotów, aby zostać jak najdłużej w tym miejscu. Każda chwila u Fatimskiej Pani była radością niewypowiedzianą. Oh ! jakby się chciało zatrzymać czas i kalendarz. Modlitwa w różnych językach świata, ale to nie biblijna wieża Babel, gdzie egoizm oddalił ludzi od siebie. U Matki Fatimskiej każde „Zdrowaś …” bardziej nas łączyło w solidarności chrześcijańskiej rodziny jaką jest Kościół.
Czy mogłem sobie wyobrazić w najśmielszych snach, że pobyt w sanktuarium św. Jakuba Wielkiego, Santiago de Compostela będzie związany z łaską roku świętego tego miejsca? A jednak! Kiedy zwyczajowo obejmowałem figurę św. Jakuba zmierzając do jego grobu, to szepnąłem mu do ucha: Dzięki wielkie, za dar łaski!
Kiedy póżniej spacerując uliczkami starego miasta czekałem, aby pójść do katedry na Mszę św., miałem się przekonać o Bożym działaniu. Podszedł do mnie może osiemnastoletni chłopak i ku memu zdziwieniu poprosił mnie, czy mógłby się wyspowiadać. Nie spowiadałem jeszcze nigdy pod arkadami kamienic, ale Boże pomysły już niejednokrotnie mnie zaskoczyły. Zawsze będąc świadkiem działania Bożego Miłosierdzia tego sakramentu, klimat tego spotkania z Bogiem onieśmiela mnie i uczy pokory. Kiedy spowiedź się skończyła, usłyszałem szczere wyznanie:”Proszę księdza czuję, że Bóg pragnie, abym poszedł drogą Chrystusowego kapłaństwa, dlatego jestem dzisiaj tutaj. Dziękuję, że ksiądz znalazł dla mnie czas!” W tym momencie wierzcie mi, jeszcze raz chciałem pobiec do św. Jakuba i go uściskać.
Pewnie, że można byłoby zatrzymać się nad zachwytem wyjątkowego smaku iberyjskiej szynki, nad pięknem i dostojeństwem tańczących flamenco, nad niepowtarzalnym pieknem dzieł Francisco J. de Goya, El Greco z muzeum Prado, ale lecąc w kierunku Nowego Jorku przeglądałem mój notatnik „zapisków pielgrzyma” i dziękowałem Bogu za każdą osobę, z którą przeżyłem szczęśliwy czas „dotknięcia łaski”. Tu reguły matematyczne nie mają zastosowania, to co stało się moim duchowym ubogaceniem jest niewymierne. Chociaż czas pielgrzymki minął, to chwile pielgrzymich doznań wciąż są żywe w moim wnętrzu. Sami więc widzicie, że odpowiedź na pytanie: Jak było? Fajnie? – nie oddaje kompletnie tamtych chwil i miejsc. A może jeszcze kiedyś tam powrócę…. Hasta la vista! Do zobaczenia!
Ks. Jarosław Lawrenz CM