PIELGRZYMKA DO FATIMY I SANTIAGO DE COMPOSTELA – 19 października 2010 r.

Jesteśmy pielgrzymami na tej ziemi. Wciąż podążamy ku miejscom, w których każdy z nas odnajduje wewnętrzny spokój i równowagę ducha. Podążamy, aby napełnić się świętością, aby poczuć Boże błogosławieństwo.

Są takie miejsca, w których można tego wszystkiego dostąpić. Marzymy całe życie, planujemy dotarcie do nich, czynimy przygotowania. Serce się raduje, gdy plany zostaną zrealizowane, a marzenia się spełnią. A kiedy jest już po wszystkim, aż trudno uwierzyć, że to, co do niedawna było właśnie w sferze marzeń, stało się historią.

Przecież nie tak dawno zostało rzucone hasło – wybieramy się do Fatimy i Santiago de Compostela. Przecież nie tak dawno zapisywaliśmy się na listę uczestników pielgrzymki. Przecież nie tak dawno zaczęliśmy przygotowania. A teraz… to już historia, ale piękna historia, pełna wrażeń, niezapomnianych chwil, przeżyć, może nawróceń, a już na pewno wielkich postanowień. Jan Paweł II w „Liście o pielgrzymowaniu” napisał: „Przedsięwzięcia zewnętrzne mają sens tylko w takiej mierze, w jakiej są wyrazem głębszego zaangażowania, które dotyka ludzkich serc”. Z perspektywy tych niedawnych dla nas przeżyć pielgrzymkowych widzimy, że nasza wyprawa miała sens, bo poczuliśmy poruszenie serc.

Wcześnie rano 19 października 2010 roku wylądowaliśmy na lotnisku Barajas w Madrycie. Pełni oczekiwań, a może niepokojów – jak to będzie – opuszczaliśmy terminal lotniska już w asyście naszych przewodników. Ruszamy „na podbój” Półwyspu Iberyjskiego. Dla większości z nas było to pierwsze spotkanie z tym zakątkiem świata i Europy.

Pierwszy cel, to oddalone o ok. 1,5 godziny jazdy Toledo. Chwila wypoczynku w hotelu i czas ruszać na zwiedzanie. I cóż powiedzieć… Pierwsze zauroczenie. Niesamowite zabytki. Historia, która pozostawiła w architekturze, malarstwie, rękodziele swoje znamiona. Przenikanie się trzech kultur – chrześcijaństwa, judaizmu i islamu – to przykład na wspaniałe koegzystowanie. Aż pojawia się pytanie – dlaczego we współczesnym świecie nie można stworzyć tak harmonijnego życia ludzi różnych wyznań, różnych kultur? Co jeden zabytek, to piękniejszy. Aż trudno pojąć, że taka ich mnogość mogła zmieścić się na tak małym obszarze. Kroczymy starymi i wąskimi uliczkami, zachwycamy się wszystkim, co widzimy dookoła – kościół św. Jana Królewskiego, biała synagoga, kościół św. Tomasza i wspaniała katedra. O każdym z tych miejsc można pisać wielostronnicowe poematy. W każdym z tych miejsc można spędzić wiele godzin i jeszcze czuć niedosyt. Z Toledo żegnamy się następnego dnia uczestnicząc we Mszy św. w katedrze i podziwiając panoramę miasta z punktu widokowego.

Ruszamy w drogę. Przewodnik mówi nam, że warto marzyć, bo marzenia uszlachetniają i dają wiele radości, gdy się spełniają. Takim marzeniem jest niewątpliwie spotkanie z Panią Fatimską. I właśnie z Toledo podążamy prosto do Niej. A po drodze wspaniałe widoki, szczególnie te z La Manchy, gdzie z wiatrakami walczył Don Kichot. Cieszymy się, że nie jest to zwykła wycieczka, ale pielgrzymka. Czas w autokarze mija nam na wspólnym śpiewie, modlitwie, konferencji na temat objawień fatimskich. Dopiero wylądowaliśmy w Hiszpanii, a tu już tyle wrażeń i doznań. Przekraczamy granicę z Portugalią i nasze napięcie rośnie. Przecież już za chwilę staniemy przed obliczem Maryi z Fatimy. Co Jej powiedzieć? Z czym tutaj przybywamy? Jakie wiążemy z tym spotkaniem nadzieje? „O Maryjo, witam Cię, o Maryjo kocham Cię, o Maryjo pobłogosław wszystkie dzieci Swe”. Dotarliśmy szczęśliwie, teraz jest czas dla każdego z nas.

Stajemy późnym wieczorem w kaplicy Objawień, aby w tak wielu językach świata – polskim, angielskim, wietnamskim, chorwackim, niemieckim, francuskim, portugalskim, hiszpańskim, włoskim, rumuńskim i innych – usłyszeć „Zdrowaś Maryjo…” Czyż to nie jest cud, że Maryja potrafi zjednoczyć w tym miejscu ludzi z całego świata? Modlimy się, ale nade wszystko spoglądamy w oczy Matki. I od razu dostrzegamy, że są to oczy dobroci, współczucia, przebaczenia, ale i nadziei oraz otuchy. Ruszamy z procesją ze świecami i śpiewamy jak potrafimy, aby uwielbić Matkę Syna Bożego, Matkę każdego z nas. „W słonecznej światłości Najświętsza Panna, na ziemię zstępuje, jak zorza ranna”.

Kolejny dzień przynosi nam spotkanie z miejscem Objawień. Przewodnik przeprowadza nas przez miejsca ważne dla wydarzeń z 1917 roku. Stajemy na Cova da Iria, aby wczuć się w atmosferę tych dni, podczas których na tym miejscu Pani z Nieba rozmawiała z Łucją, Hiacyntą i Franciszkiem. Słyszymy, że z Objawienia Fatimskiego wypływają dla nas konkretne wskazania – modlitwa różańcowa, pokuta i zadośćuczynienie. Od potęgi modlitwy zależy zniszczenie zła na świecie. Modlitwa w pojedynkę ma sens, bo włącza się w nurt modlitwy całego Kościoła. Od szczerej pokuty zależy nie tylko moja świętość, ale także świętość całego Kościoła. A świętość – to najlepsze świadectwo o dobroci Bożej, to najlepsza zachęta innych do kroczenia drogą rad ewangelicznych. I w końcu zadośćuczynienie. Wynagrodzić krzywdy wyrządzone Bogu i ludziom. Stąd tak wielu z nas ruszyło na kolanach na pokutną ścieżką. Bazylika, kaplica Objawień, kościół Przenajświętszej Trójcy, pomniki, źródełko – to tylko otoczka. Dla nas najważniejsze jest przeżywanie orędzia fatimskiego. Dlatego z tym większą radością uczestniczymy codziennie w Mszy św. sprawowanej na miejscu Objawień, przy figurze Matki Bożej Fatimskiej.

Ale Fatima, to też inne miejsca, do których powinien dotrzeć pielgrzym. Niezapomnianym przeżyciem będzie dla nas Droga Krzyżowa, podczas której rozważaliśmy Boże Miłosierdzie. Kroczyliśmy ścieżkami, po których ponad dziewięćdziesiąt lat temu chodziły dzieci Fatimskie. Wśród jałowej ziemi, porośniętej cierniami, usłanej kamieniami rozważaliśmy drogę męki Jezusa; ale męki, która dała nam perspektywę życia u boku Mistrza. Wrażeniem dla nas było także dotarcie do miejsc objawień Anioła Pokoju – Loca de Cabeço i Poço do Arneiro. Tam nauczyliśmy się uwielbienia Trójcy Przenajświętszej. Zrozumieliśmy także, do jak wielkiego zadania zostały przygotowane dzieci. Udając się do domów rodzinnych Łucji, Hiacynty i Franciszka, na chwilę zatrzymaliśmy się w Valinhos – miejscu objawienia się Maryi w sierpniu 1917 roku. W Aljustrel ogarnęła nas zaduma nad zwyczajnym życiem rodzinnym dzieci. Normalne życie, pełne codziennych problemów, ale przepełnione rodzinną miłością i modlitwą. Nawiedzamy jeszcze kościół parafialny i miejscowy cmentarz, na którym pierwotnie Franciszek i Hiacynta byli pochowani. Teraz spoczywają razem z Łucją w bazylice w Sanktuarium. Czas szybko ucieka, a trzeba znaleźć jeszcze chwilę na osobistą modlitwę, zadumę, może postanowienia. Tak dobrze jest być blisko Maryi.

W kolejnym dniu korzystamy z tego, że Fatima położona jest blisko stolicy Portugalii. Wyjeżdżamy na cały dzień do Lizbony. Po drodze mijamy zamgloną dzielnicę EXPO ’98. Spotykamy się z zupełnie innym miastem. Na pierwszy rzut oka zaniedbanym, ale posiadającym wiele uroku. Alfama – dzielnica z surową we wnętrzu katedrą i kościołem św. Antoniego. I tu zaskoczenie. Dotychczas wszyscy znaliśmy tego Świętego jako Padewskiego, a okazuje się, że on jest Lizbońskim. Ale to chyba nie jest najważniejsze. Wspinamy się na wzgórze zamkowe św. Jerzego, aby stamtąd podziwiać wspaniałą panoramę stolicy. Z tej perspektywy jawi się ona nam w zupełnie innym świetle. Jakoś wypiękniała i zaczyna nam się podobać. Choć w dziejach przeszła wiele tragicznych chwil – chociażby trzęsienie ziemi z 1755 roku (pozostawiono ślady tej tragedii dla potomnych).

Czas ruszyć do największej atrakcji miasta – klasztoru Hieronimitów, ktόry oczarowuje nas od pierwszego wejrzenia. Już fasada klasztoru robi wielkie wrażenie. A kiedy przyjrzymy się z bliska, zadajemy pytanie, dlaczego teraz człowiek nie robi takich cudowności. Ktoś westchnął: „A co potomni będą oglądali po nas? Beton i szkło? O ile w ogόle przetrwają!”. Na zakończenie jedziemy na drugi brzeg Tagu, aby wjechać na cokół, na którym ustawiono figurę Chrystusa Króla na wzór tej z Rio de Janeiro. Cały ten kompleks jest sanktuarium Chrystusa Króla. Oprócz wspaniałych widoków na miasto i deltę Tagu uchodzącego do Atlantyku, mamy chwilę czasu na zawierzenie swoich spraw Królowi.

Wracamy do Fatimy, aby jak co wieczór odmówić z całym światem modlitwę różańcową i przejść w procesji ze świecami. To już ostatni wieczór. Tym bardziej staje nam się smutno. To, co do niedawna było marzeniem odchodzi w przeszłość. A może kiedyś znowu tu przybędziemy? Póki co cieszymy się, że nazajutrz odprawimy Mszę św. w miejscu Objawień na zakończenie naszego pielgrzymowania do Fatimy. Stąd wieziemy mnóstwo pamiątek – dewocjonalii – dla naszych najbliższych. Niech nam wszystkim przypominają te wspaniałe dni odnowy.

Ruszamy dalej. Na trasie pielgrzymowania kolejny przystanek. Punkt widokowy, z którego rozciąga się widok na stare miasto, kolebkę nauki – Coimbrę. Nawiedzamy kościół z relikwiami św. Elżbiety Portugalskiej i jedziemy do klasztoru sióstr karmelitanek. Chwila modlitwy i wspomnienie siostry Łucji, która tu spędziła dziesiątki lat poświęcając się modlitwie i pokucie. To taki ostatni fatimski akcent na naszej drodze. A później czas nawiedzić najstarszy uniwersytet portugalski z cudowną biblioteką i kaplicą św. Marcina. Samemu chętnie by się postudiowało w tych wiekowych murach. Nowa i stara katedra, kościół św. Krzyża, czas wolny – dopełniają wrażeń w tym kolejnym mieście. I trzeba przyznać, że samo położenie – wśród licznych wzgórz – atmosfera miasta zrobiły na nas także spore wrażenie. Chciałoby się tu pobyć nieco dłużej, ale czas ruszać dalej, do św. Jakuba Apostoła.

Po drodze dowiadujemy się wielu spraw – z historii, z tradycji, ze współczesności. Zapoznajemy się także z postacią Apostoła Jakuba (po hiszpańsku Santiago) i z historią opowiadającą o sprowadzeniu Jego relikwii do dzisiejszej Composteli. Mamy ogromne szczęście. Udajemy się do sanktuarium Jakubowego w roku świętym. Miesiąc po nas będzie modlił się u grobu Jakuba papież Benedykt XVI. Przygotowania możemy już dostrzec, zwiedzając sanktuarium następnego dnia. Czyż to nie wielki przywilej, że będziemy mogli przejść przez drzwi święte (otwierane w roku, w którym wspomnienie św. Jakuba – 25 lipca – przypada w niedzielę). Katedra robi na nas wielkie wrażenie. Zresztą miasto także. Miasto jak z bajki. Nawet padający deszcz dodawał uroku. Bierzemy udział w międzynarodowej Mszy św. odprawianej przez lokalnego Arcybiskupa. W koncelebrze nasi duchowi opiekunowie pielgrzymki. Wielość narodowości dawała poczucie jedności Kościoła. To, że Kościół jest powszechny, odczuliśmy w tym miejscu niezwykle mocno.

Ale to, co każdy z nas czuł, gdy obejmował figurę św. Jakuba, o co prosił, gdy klęczał przy relikwiach Świętego, to pozostanie… tajemnicą.

Święty Jakubie Apostole – módl się za nami!

Chcemy stać się apostołami współczesnego świata. Naucz nas apostolstwa, do którego zostaliśmy wezwani poprzez chrzest św. Dodawaj nam sił, abyśmy w swoich środowiskach umieli świadczyć o Chrystusie, abyśmy nie byli pełni obaw w głoszeniu prawd Bożych.

Czas się pożegnać i z tym miejscem, ale jeszcze wiele przed nami. Docieramy do Salamanki. Co miasto, to piękniejsze. Styl plateresco, churrigueresco i wiele innych, trudnych nazw nie sposób zapamiętać, ale piękno miasta pozostanie w pamięci na wiele lat. Wspaniały plac główny (Plaza Mayor), cudowne kamienice mieszczańskie. Zachwyt nad fasadą uniwersytetu. Dowcipny wykonawca umieścił żabę w licznych detalach zdobiących tę fasadę. Była to zemsta za nie otrzymanie wynagrodzenia. Teraz – atrakcją dla turystόw stało się szukanie tej żaby, bo ponoć znalezienie jej przynosi szczęście.

Jeszcze jedna postać Kościoła Katolickiego pojawiła się na naszym pielgrzymim szlaku. Nawiedzamy Alba de Tormes i Avilę – miejsca związane ze św. Teresą. Jak się dowiadujemy była mistyczką, reformatorką i doktorem Kościoła. Jej działalność uzdrowiła karmelitańskie życie zakonne w Hiszpanii. Ale nie tylko karmelitańskie. Nauczyła wszystkich, także nas, jak żyć Chrystusem i w Chrystusie. Będąc w tych miejscach czuło się ducha kontemplacji Boga. I jak na tym szczycie świętości naśladować Teresę? Czy ja – zwykły śmiertelnik – potrafię to czynić? Odpowiedzi nie trzeba było długo szukać. Każdy z nas mógł uświadomić sobie, że świętości nie można się nauczyć, nad nią trzeba pracować, ją trzeba zdobywać, świętość należy pielęgnować. Mamy poczucie, że wówczas spełnią się słowa napisane przez św. Teresę: Dla kogo Chrystus jest przyjacielem i wielkodusznym przewodnikiem, ten wszystko potrafi znieść. Jezus sam przychodzi z pomocą, dodaje sił, nie opuszcza nikogo, jest prawdziwym i szczerym przyjacielem”.

Senne miasteczko Alba de Tormes dało nam możliwość odprawienia mszy przy relikwiach Świętej, natomiast otoczona XI-wiecznymi murami Avila zachwyciła swoim bogactwem architektury romańskiej. Kilkadziesiąt budowli w tym stylu stanowi raj dla wielbicieli tej epoki, a dla nas było to niesamowite doznanie estetyczne. Wielu z nas zakochało się w tym mieście i słychać było słowa – co miasto, to ładniejsze.

Przez gόry Kordyliery dojeżdżamy do Madrytu. To już ostatni przystanek na naszym szlaku. Miasto huczne, miasto życia, miasto dla wszystkich ludzi świata. Przemierzamy sztandarowe turystyczne szlaki – Muzeum Prado, Pałac Królewski, Katedrę Almudeny, liczne place – m.in. Mayor, Puerta del Sol, Hiszpański, Oriente. Podziwiamy miasto Habsburgów i Burbonów. Wtapiamy się w tłum rozbawionych ludzi, choć to środek tygodnia. Ale przecież dla Hiszpanów najważniejsza jest zabawa i drugi człowiek, a nie gonitwa za pracą i pieniędzmi. Choć aż tak bardzo nie chce nam się w to wierzyć.

Trudno powiedzieć, które miejsce wywarło na nas największe wrażenie? Niemniej najważniejszy był duch pielgrzymki. Stworzyliśmy wspaniałą rodzinę pielgrzymkową, z którą trudno było się rozstać.

Dziękujemy Kołu Przyjaciόł Fundacji Jana Pawła II w Nowym Jorku, za zorganizowanie pielgrzymki. Prezesowi Panu Mieczysławowi Pająkowi i całemu Zarządowi za podtrzymywanie jedności. Nam wszystkim za to, że byliśmy razem. Obyśmy spotkali się na kolejnych pielgrzymkowych szlakach.

I na zakończenie słowa Ojca Świętego Jana Pawła II:

Przejście w duchu modlitwy z jednego miejsca czy miasta do drugiego, poprzez przestrzeń w szczególny sposób naznaczoną Bożym działaniem, nie tylko pomaga nam przeżywać nasze życie jako wędrówkę, ale ukazuje nam plastyczny obraz Boga, który poprzedza nas i idzie przed nami, który sam podjął wędrówkę drogami człowieka i nie spogląda na nas z wysoka, ale stał się naszym towarzyszem drogi.